środa, 24 sierpnia 2016

Każdy czasem robi coś złego

Joda zaczęła bardzo wcześnie. To było już w przedszkolu. Na dywanie leżał kartonikowy obrazek - dzik w niebieskiej ramce z podpisem "dzik". Z drugiej strony był rzep, dzięki któremu można go było gdzieś przyrzepić. I, nie wiedzieć czemu, Jodzie obrazek spodobał się tak bardzo, że niechcący włożyła go do kieszeni swoich zielonych spodni. W domu nie bardzo wiedziała, co z nim zrobić, więc przyrzepiła go do firanek w kuchni, a na pytania zdziwionej mamy odparła, że go "dostała".

Następnego dnia w przedszkolu obrazek był poszukiwany przez panie przedszkolanki. Okazało się, że to bardzo ważny obrazek, z czego mała Joda nie zdawała sobie chyba wcześniej sprawy. Na wieść o tym zbladła i przełknęła głośno ślinę, ale nie pisnęła ani słówka. Potem całą noc nie spała, zastanawiając się, jak z tej sytuacji wybrnąć. Z tej małej Jody tchórz był straszliwy. Nie chciała się przyznać, że ona, najgrzeczniejsza dziewczynka w całym przedszkolu, ukradła (!) takiego ważnego dzika. Następnego dnia zakradła się więc do sali grupy drugiej, kiedy nikogo tam nie było i dyskretnie położyła dzika na biurku pani Grażynki, po czym przerażona uciekła. Oby tylko nikt się o tym nie dowiedział!

_________________________________________________________________________________


Takie maleństwo w prezencie dla Pana Sentio:





Wdychajcie jeszcze te ostatnie chwile lata!



wtorek, 16 sierpnia 2016

Bibliotekarka



Mój nauczyciel angielskiego przez całe liceum powtarzał nam, że pisząc esej, powinniśmy zacząć od jakiegoś sprytnego wprowadzenia. Wiecie, chodziło o coś w stylu: "Ostatnio, jadąc tramwajem, zobaczyłam pewną starszą panią, która bardzo przypominała mi..." Zawsze myślałam, że to może zgrabne, ale poza tym strasznie sztuczne i głupie, i się nie zdarza, aż ostatnio, jadąc tramwajem, zobaczyłam pewną starszą panią, która bardzo przypominała mi moją bibliotekarkę z czasów dzieciństwa. I pewnie w Waszej bibliotece też pracowała taka pani. Każda biblioteka ma taką panią, taki archetyp bibliotekarki, którą widzicie pod powiekami na myśl "bibliotekarka". Głęboko jednak wierzę, że ta "moja" była bardzo wyjątkowa.

Do biblioteki po raz pierwszy zaprowadził mnie tata. Miałam wtedy może 5 lat i bardzo chciałam poznać dalszą część historii Leśnego ludka i skrzatów. Pamiętam te drewniane, przeszklone drzwi z dwoma skrzydłami, że na oknach na kolorowych kartkach wisiał napis BIB - LIO - TEKA i zieloną wykładzinę. Ale najbardziej pamiętam ją. Rogowe oprawki i rysująca się za nimi siatka zmarszczek wokół oczu. Uśmiech ciepły jak lato, plisowana spódnica do kostek. Była bardzo wysoka, smukła, jej ruchy energiczne, a palce, przeszukujące katalogowe szufladki, niezwykle zręczne. Bez problemu przywołuję z pamięci jej śmiech. Bardzo łatwo było go u niej wywołać, a wtedy śmiała się cała - od koniuszków palców stóp po czubek głowy.

Tata mnie do niej zaprowadził (pewnie jak weszliśmy, to z nieśmiałości trzymałam się kurczowo jego ręki) i właściwie zostawił na kolejne kilka lat. Przychodziłam co kilka dni w poszukiwaniu kolejnych książek, a w wakacje przesiadywałam tam całymi dniami. Organizowała nam, dzieciakom z osiedla, zajęcia plastyczne i wycieczki po Bydgoszczy. Podsuwała to, co wartościowe i warte uwagi. Pod biurkiem, żeby mnie zaskoczyć, chowała kilka tomów, których jeszcze nie czytałam.

A potem... zniknęła. A na jej miejscu pojawiła się nowa pani. I albo to ja już wyrosłam z książek dla dzieci, albo w bibliotece nie było już tyle serca, ale powoli przestawałam tam przychodzić, a książki zaczęłam kolekcjonować sama, na mojej półce, nad łóżkiem.

I, wiecie, najsmutniejsze jest to, że ja nawet nie pamiętam jej imienia. I o niej przez kilka lat nie pamiętałam, mimo że, jak powoli odkrywam, w pewnej mierze pod jej wpływem ukształtowało się to, kim dziś jestem. Dlatego, specjalnie dla niej, bo ma swoją własną przestrzeń w moim serduszku, specjalny wpis do mojego art-journala:






piątek, 5 sierpnia 2016

Stoję w miejscu



I nigdzie się nie ruszam. Wciąż te same ruchy dłoni, pędzla, wykonywanie po kolei tych samych czynności, które są znane, bezpieczne, wygodne. I mimo zadowalającego efektu, to wciąż czegoś brak. Jeszcze niedawno chciałam być tu, gdzie teraz. Ale zbyt długo to trwa. To jak kilkukrotne powtórzenie ciekawej historii najlepszym znajomym albo ciągłe gotowanie tego samego dania rodzinie. Dlatego lepiej, żebym już gdzieś dalej poszła i zabrała Was ze sobą!