środa, 23 listopada 2016

Po warsztatach z Gurianą


W ostatnią sobotę na Art in Town spróbowałam czegoś zupełnie nowego. Co prawda warsztaty z Gurianą to nie był mój pierwszy raz z lutownicą, ale jeszcze nigdy nie używałam jej w ten sposób. Dorota uczyła nas, jak z płaskich kawałeczków miedzi stworzyć coś zupełnie nowego - małą ramkę na tekst. Długo czekałam na te warsztaty i byłam bardzo podekscytowana. Tworzyłyśmy na bazie starej książki w bardzo gurianowym, tkaninowym i postrzępionym stylu. Mam nadzieję, że udało mi się na zdjęciach przemycić choć trochę tego babcinego ciepła, które kryje się w moim nowym art journalu.



Przepraszam, że ostatnio jest tu tak mało słów, które przecież są dla mnie bardzo ważne. Dookoła tłoczy się zbyt wiele smutków i obowiązków, a potencjał klawiatury muszę poświęcać na sprawy mniej memu sercu bliskie. Działa to przytłaczająco i sprawia, że zaniedbuję sfery, które powinnam pielęgnować.



sobota, 12 listopada 2016

Warsztaty drukarskie

Gdzieś pośród ostatniego lata błądziłam sobie ulicami Warszawy aż znienacka trafiłam tam - do nowo otwartej Galerii Pięknych Książek. I przepadłam wśród licznych egzemplarzy książek artystycznych przywiezionych z różnych stron świata. Wszystkie robione ręcznie, w których nie tylko słowa mają znaczenie, ale także faktura papieru, zapach farby, ich oryginalny kształt. Których po prostu trzeba dotknąć.

Właściciel Galerii - Gwido - już wtedy zapowiedział warsztaty druku, które od dawna siedziały mi w głowie. Czekałam na nie niecierpliwie aż do ostatniej niedzieli. Wszystko zaczęło się od krótkiego słowa o metodach druku, potem każdy z nas wybrał sobie haiku, które mieliśmy przenieść na papier na jednej wspólnej pracy.Ja wybrałam haiku autorstwa Basho. W wierszowniku układaliśmy po kolei czcionki. Musieliśmy je bardzo mocno trzymać, żeby się nie porozsypywały. Gotowe wersy trafiły do ramy, a ona, po ułożeniu kompozycji i zabezpieczeniu czcionek przed wypadaniem, na maszynę drukarską.




Najbardziej wyczekiwanym i ekscytującym momentem było pojawienie się na próbnym papierze liter mokrych od farby. Jednak wcześniej trzeba było jeszcze rozetrzeć farbę, nałożyć ją i rozprowadzić na wałkach maszyny, które następnie barwiły czcionki. Ale gdy wszystko było już przygotowane i do maszyny włożyliśmy pierwszy arkusz, serce zabiło mi mocniej. Widziałam, jak spod wałka wyłaniają się świeżo wydrukowane litery. Nie zawsze idealne, a piękne. Pewnie dlatego zajęłam miejsce diabła drukarskiego - odbierałam arkusze wychodzące z maszyny.



No i najważniejsze - efekt naszej pracy:





Zdjęcia robił nasz mistrz Gwido - dlatego nie ma go na żadnym z nich. Wszystkich serdecznie zapraszam na fejsbukową stronę Galerii. Wystarczy kliknąć o tu.