Okoliczności tego zdarzenia nie są zbyt istotne. Ważne jest tylko to, że pewnego razu znalazłam się na ławce na przeciwko starszego pana. Był bardzo chudy i wysuszony, łysawy, ubrany w szary golf , którego kolor idealnie zlewał się z jego skórą. Miał też szelki. Już pierwsze spojrzenie na niego wywołało u mnie słone ukłucie w sercu. Siedział sobie cichutko i spokojnie, wpatrzony gdzieś w dal. Gdy tak patrzyłam sobie na niego w najlepsze, on postanowił wyciągnąć z przetartego plecaka kanapkę. Zaczął jeść, a ja pod powiekami poczułam szczypanie, w gardle wielką gulę. Ale to nie był koniec. Prawdziwe apogeum smutku przeżyłam w chwili, gdy on sięgnął po termos i wlał sobie herbaty do kubeczka po lodach (działo się to w środku zimy, więc myślę, że kubeczek ten służył mu nie raz). Już nie było dla mnie ratunku, słone kropelki same zaczęły cieknąć mi po policzkach. Wstałam więc i szybko popędziłam przed siebie, żeby tylko nie zauważył mego rozczulenia.
Dziennik, który niedawno się wykluł. Idealny na takie wspomnienia. Zdjęcia autorstwa Kuby, muszelki rozsypała Julka.
I jeszcze kartka ślubna. Część kresek to
Prima, część to ręka Jody.
Dobrej nocy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz