czwartek, 26 października 2017

Jesienne życzenia

Ten ostatni powrót do domu to była podróż zapachów. Najpierw z niespokojnego snu wyrwał mnie intensywny aromat kawy. Chłopak o skórze koloru jej ziaren odkręcił słój, żeby jego sąsiad mógł powąchać, ale ten zapach dotarł aż do mnie, siedzącej po drugiej stronie pociągowego korytarzyka. Zadział na mnie bardzo mocno, niemal jak łyk espresso i przez dobrą godzinę wpatrywałam się w ciemność za oknem. A potem przyszedł czas na tramwaj. Znów nieprzytomna, próbowałam znaleźć sposób, jak przebyć pieszo ostatnie 15 minut do domu. W perspektywie miałam spacer przez wilgotną, ciemną łąkę i piaszczystą drogę pełną dziur-niespodzianek. I właśnie wtedy, po raz pierwszy tej jesieni, poczułam je. Mandarynki. Ich woń dobiegała zza moich pleców. Dwie Hiszpanki o 5 nad ranem w starym tramwaju gdzieś pośrodku niczego obierały sobie w najlepsze mandarynki. Wzięłam głęboki oddech. Ich zapach wciąż był ze mną, gdy po cichutku przekręcałam klucz w drzwiach domu.