wtorek, 2 czerwca 2015

Przez całe moje dotychczasowe życie twórcze towarzyszyła mi jakaś scraperka, którą absolutnie ubóstwiałam, każda jej praca wydawała się idealna, na jej bloga potrafiłam wchodzić kilka razy dziennie, by z bijącym sercem sprawdzić, czy pojawiło się coś nowego, a gdy miałam więcej czasu zanurzałam się w archiwum, śledziłam rozwój jej warsztatu i talentu. Takich scraperek było już kilka. Niektóre zostawały u mnie na dłużej, inne tylko na chwilkę; pokazywały mi to, czego aktualnie najbardziej potrzebowałam. Sama pozostawałam bardzo długo w ukryciu, bloga założyłam dopiero trzy lata po popełnieniu pierwszej kartki. Czasem żałuję, czasem się cieszę - niektóre z wtedy zrobionych rzeczy najchętniej zepchnęłabym w najdalsze zakątki niepamięci. Styl, w którym chciałam tworzyć ewoluował, a wraz z nim zmieniały się scrapowe autorytety. Nigdy ich specjalnie nie szukałam - same przychodziły, czasem bardzo laminarnie, czasem powodując trzęsienie w moim postrzeganiu. Aż do teraz. Bo teraz nie ma nikogo. Wciąż wiele scraperek podziwiam za ich kunszt, nawet artyzm, ale nie ma zakochania. Czasem jeszcze błąkam się po blogach z nadzieją, że może kogoś przeoczyłam i coś między nami zaiskrzy. Cichy głos w głowie podpowiada jednak, że może to już czas. Że mam w sobie już na tyle dojrzałości, by nareszcie dookreślić siebie.

Próby są wciąż podejmowane, oto jedna z nich - starałam się bardziej przybrudzić, dodać więcej grunge'u, drobnych szczegółów, magii. Dać więcej siebie.





Dobrego dnia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz