Ostatnio ręka Jody ciągle poplamiona atramentem. Co prawda owe plamy znikają podczas intensywnego mycia włosów, ale bardzo szybko powstają nowe. Od
Letniej Szkoły Kaligrafii i Iluminacji ani dnia bez linijki!
Całe dnie spędzone w skryptorium wśród murów pokamedulskiego klasztoru w Wigrach, godziny kaligrafowania, malutkie filiżanki z zieloną herbatą, tańce regencyjne, najpyszniejsze pierogi z gorącymi malinami, ważne rozmowy i mądre słowa, a przede wszystkim cudnie zakręceni ludzie z najlepszymi tutorami -
Nibme i
Grzegorzem - na czele. Tak pokrótce można opisać ostatni tydzień. To znamienne - każdy z uczestników warsztatów miał w sobie
to coś, co tworzyło fenomenalny klimat. Bo przecież nie można być do końca normalnym, by w letni, wakacyjny tydzień, zamiast cieszyć się pięknem Wigier, pisać literki!
|
Podpis na oknie mojego eremu. Wykonany dnia drugiego. |
Oczywiście, zaczęłyśmy (bo miałyśmy bardzo dziewczyńską grupę) od najtrudniejszego, więc nie bez powodu najbardziej efekciarskiego, copperplate'a (kursywa angielska) oraz gotyckiej fraktury. Droga była długa, kręta i skalista (jak widać na zdjęciu powyżej). Co ważne, warsztaty nie polegały jedynie na ćwiczeniach we własnym zeszycie - pod koniec tygodnia odbył się wernisaż, na którym każdy z uczestników mógł przedstawić swoje prace. Myślę, że dawało mi to bardzo dużo motywacji, poczucie, że cały czas do czegoś zmierzam, pobudzało kreatywność. Niestety, dziś moich końcowych prac tu nie pokażę - ruszyły w świat, a na zdjęcia musimy jeszcze trochę poczekać.
Dobrej nocy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz