sobota, 4 lipca 2015

Czerwcowo jeszcze

Dużo się działo. Dużo. Bardzo. 

Był więc zlot, a na nim warsztaty z cudowną Anną Rogalską. A nocą poprzedzającą zlot szalona wyprawa w czasie burzy i ulewy nad Zegrze, bo nie mamy już 16 lat. Był ślub słodkich Asi i Michała. Były bydgoskie Rękoczyny w Kamienicy 12 organizowane przez Bydgoski Handmade Room wraz z kursem linorytu i dwudniowymi targami. A w tym wszystkim jeszcze końcówka semestru z wszelakimi zaliczeniami i egzaminem z aero(!). Kropkę nad i postawiły moje urodziny, po których już nic nie będzie takie samo, a to za sprawą gilotyny, która od tego dnia zamieszkała na moim biurku i sprawiła, że cokolwiek robię, dzieje się to w zawrotnie szybkim tempie.

Warsztaty z Anną

Było bardzo dobrze. Czekałam na zlot i warsztaty (i tu nie chodzi tylko o wolną słoneczną sobotę w tym przepełnionym nauką okresie), ale nie miałam pojęcia, czego się spodziewać. Wydawało mi się, że takie warsztaty mogą być odkryciem czegoś zupełnie nowego, ale równie dobrze mogą się okazać w moim wykonaniu klapą. Bałam się, że w sumie nic nowego się nie dowiem, tylko okaże się, że ja po prostu nie umiem tworzyć wielu warstw, że nie poradzę sobie z presją tworzenia "tu i teraz", wśród tylu innych, obcych mi osób. Żeby ocenić, jak bardzo się myliłam, wystarczy popatrzeć na efekt. Od samego początku panowała bardzo przyjacielska i luźna atmosfera, a wskazówki Anny były naprawdę trafne i pomocne, poznałam sporo przydatnych tricków. Bardzo chciałam się przede wszystkim odblokować i wydaje mi się, że choć po części mi się to udało. Te warsztaty przyniosły także coś innego: w końcu dowiedziałam się, co to za śliczna biała siateczka, która od jakiegoś czasu spędzała mi sen z powiek. Nawet, jak później się okazało, mam jej własne złoże w wielkim kartonie w domowej apteczce.

Anna i Tusia oraz uczestniczki warsztatów.
Magda podziwia swoją pracę. (Jeśli, Madziu, kiedyś przypadkowo tu trafisz, to, proszę, daj znać!)
Narcyz ze mnie - oscrapowywać własne zdjęcie!




Nawet na zlocie udało się wciągnąć Julkę na jeden wieczór i popełniła dwie kartki. :-)

Kartka dla Asi i Michała

Wiedziałam, że nie chcę tu szaleć, czułam, że muszę zrobić coś klimatycznego. Wyszło takie o:



 Rękoczyny

Najpierw były warsztaty z linorytu, na które, nie wiadomo dlaczego, się zapisałam. Potrzebowałam jakiegoś projektu, na szczęście kilka dni wcześniej musiałam odreagować, ucząc się do aero, i tak się stało, że przerysowałam nagą kobietę od tyłu z książki do nauki rysunku. To bynajmniej nie dlatego, że mam jakiś pociąg do nagich kobiet od tyłu, po prostu bardzo spodobało mi się cieniowanie na tym rysunku i moja ręka bardzo chciała je wypróbować. Na linorycie nie pozostało z tego nic, a on sam wygląda tak:


 Targi - było letnio, sielankowo i... dość pusto. Ale to nic! I tak poznałam kilka przemiłych osób, odnowiłam parę starych, zapomnianych znajomości i zrobiłam szybką kartkę na zamówienie, która powędruje na drugi koniec świata do Yoshi.




Pamiętajcie, żeby pić koniecznie dużo lemoniady, bo jest dobra!
Joda

1 komentarz:

  1. Przecudną pracę wykonałaś ! Było mi bardzo miło i mam nadzieję, że wkrótce się spotkamy :) Serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń